piątek, 12 czerwca 2020

Tiergarten Stadt Haag, cudownie blisko natury

To wyjątkowe zoo oddalone od Wiednia o jakieś 170 kilometrów jest wspaniałym miejscem, w którym można poczuć się tak blisko natury jak jeszcze nigdy. Wyjątkowość tego miejsca zawdzięczamy temu, że możemy nie tylko oglądać spotykane tam zwierzęta, ale również je karmić i głaskać wchodząc dzięki temu w jeszcze bliższy kontakt z naturą.




Na tą wycieczkę najlepiej zarezerwować sobie cały dzień, dojazd z Wiednia zajmuje około 2 godzin jazdy samochodem. Dotrzecie tam nawet bez nawigacji, najpierw trzeba się kierować na Linz, a później już będą dobrze oznakowane zjazdy na Haag a w końcu bezpośrednio do Tiergarten Stadt Haag. I znowu, podobnie jak nad Grüner See, panowie kierują ruchem drogowym i wskazują miejsca parkingowe. Kolejka do wejścia w świąteczne dni dość spora, ale osoby z biletami kupionymi online nie muszą w niej stać, tylko wchodzą od razu przez bramki do zoo. Jednak warto zaczekać w kolejce, bo w kasie można (a nawet trzeba jeśli się ma na stanie dziecko) kupić torebkę z karmą dla zwierząt! Papierowa torebka trochę mniejsza niż 1 kg. cukru zawiera sprasowane kawałki sianka i karmy dla roślinożerców. Na torebce są narysowane gatunki zwierząt, które można karmić.





Zaraz za wejściem jest mały placyk zabaw (później jest jeszcze jeden - ogromny, oblężony i raczej dla starszych dzieci), można też wypożyczyć drewniany wózek z dyszlem w którym można wozić dzieci lub bagaże - jak kto woli. Zależy od sytuacji i od posiadanych dzieci, ale gwarantuję, że raczej żadne dziecko nie wytrzyma w nim długo i ostatecznie będziecie mieli zbędny balast do ciągnięcia. Ogólnie w parku co kawałek są jakieś ławeczki, więc spokojnie można na nich odpocząć i nabrać sił do dalszej wędrówki. Warto wziać coś do jedzenia i koniecznie wodę do picia, bo minium 4 godziny spaceru przed Wami. Na szczęście wśród drzew i lasów można złapać trochę cienia... Dla porównania zoo w Schönbrunnie jest również ciekawe i odwiedzamy je praktycznie co rok, ale rzadko mieliśmy tam okazję zobaczyć lwy i tygrysy, ciągle chowają się w cieniu. Ponadto spacery po zoo w Wiedniu są o wiele bardziej wykańczające, bo ciągle w pełnym słońcu. Tiergarten Stadt Haag jest dużo bardziej bliższe mojemu sercu i z pewnością będziemy tam zaglądać co rok.
Wstęp kosztuje 11 Euro, ale z kartą Niederösterreich raz w roku jest darmowy.

Sam ogród zoologiczny zajmuje obszar ponad 3 hektarów i mieści ponad 700 zwierząt 70 gatunków. Można tam zobaczyć, lwy, tygrysy, zebry, małpy, wielbłądy, niedźwiedzie, wilki (i tych nie polecam karmić), ale największą atrakcją są najzwyczajniej w świeci kozy, osiołki, krowy, bizony, sarenki, barany i mnóstwo różnych czterokopytnych istot, które chętnie dają się karmić, głaskać, są przyjaźnie nastawione do ludzi i dzieci a co najważniejsze - niegroźne. Oczywiście dopóki nie robi im się na złość, nie drażni i nie prowokuje. Wtedy wiadomo - każdemu puściłyby nerwy :D






To naprawdę przepiękne miejsce i jestem pewna, że każdemu się spodoba. Różnorodność zwierząt jest naprawdę ogromna! Można tam też łowić ryby w stawie czy zapisać się na karmienie surykatek. Wtedy dostaje się specjalne rękawice i wspólnie z pracownikami zoo można wejść na ich terytorium i pozwalać sobie, żeby surykatki po nas chodziły, skakały i się częstowały.

Na początku wędrówki trafiliśmy na ogromne bizony, których nasza córka trochę się bała, ale później, po lwach, pumach, tygrysach spotykaliśmy już mniejsze owieczki, baranki, kózki... I już odważyła się wyciągnąć rękę i dać im jeść, a później nawet je pogłaskać. Nic na siłę, na wszystko przyjdzie czas! Prawdę mówiąc bizonów sama się bałam :)

Jeżeli macie tylko okazję, w jakimkolwiek miejscu, odwiedzić taki ogród zoologiczny, w którym można karmić i głaskać zwierzęta - wybierzcie się tam koniecznie, naprawdę warto. Przeżycia zostaną z wami na długo!








Czytaj dalej »

poniedziałek, 25 maja 2020

Zielone jeziorko (Grüner See) i Bruck an der Mur, czyli STYRIA w wolnej chwili

Grüner See warto zobaczyć i najlepszy czas na to jest właśnie teraz. Od połowy maja do czerwca jeziorko jest najgłębsze (10 - 12 metrów) a w miesiącach zimowych najpłytsze (jedynie 2 metry). Dzieje się tak dlatego, że początkiem lata topniejący w górach śnieg zasila jego brzegi nadając mu tę wyjątkową barwę!







Bez problemu traficie tam z nawigacją, oznaczenia i kierunkowskazy są widoczne i czytelne. Na miejscu jest ogromny parking (jakby było mało żwirkowego, to bez problemu można parkować na świeżo skoszonej łące :)). W szczególnie oblężonych dniach "ruchem" kierują specjalnie ubrani w kamizelki odblaskowe panowie, wskazując w którą stronę jechać i gdzie parkować. Konieczne jest zakupienie bileciku parkingowego, polecam aby pasażer wysiadł już przy wjeździe na parking i ustawił się w kolejce do parkomatu podczas gdy kierowca będzie szukał miejsca parkingowego :) Opłata wynosi 4 Euro na cały dzień.
Koniecznie ubierzcie się ciepło, pogoda jest tam bardzo zmienna i jest dużo zimniej niż w Wiedniu. Do samego jeziorka trzeba podejść leśnym szlakiem około 1,5 km. Jak już będziecie na miejscu, polecam by obejść je dookoła i obejrzeć z każdej strony! :) Można zabrać kocyk i prowiant i pobiwakować :) Co jakiś czas są też ławeczki na których można odpocząć. Dzieci raczej powinny dać radę na własnych nogach, ewentualnie "na barana" u Taty, rowerek biegowy w terenie leśnym się nie sprawdzi, nie polecam.

Punkty gastronomiczne przy parkingu są dwa ale "cudów" nie oferują. Najczęściej widzieliśmy ludzi jedzących kiełbasy z bułką ale może oferta gastronomiczna dopiero się rozkręca? My zdecydowaliśmy się na zjedzenie obiadu w miasteczku, które mijaliśmy w drodze powrotnej do Wiednia - Bruck an der Mur i to był strzał w dziesiątkę! Jedzenie - przepyszne, porcje przeogromne a po obiedzie miasteczko do zwiedzania przepiękne. Zamówiliśmy sobie sezonowe styryjskie dania i nie rozczarowaliśmy się. Szczególnie przepysznie wspominam sałatkę - roszponka z ziemniakami i boczkiem, pysznym dressingiem i dodatkowo olejem z pestek dyni. Coś wspaniałego! U mnie na talerzu również grillowany kurczak, pure z batatów oraz szparagi z sosem holenderskim.




Po przejściu przez rynek Bruck an der Mur zauważyliśmy wzgórze, na które prowadziła spooora liczba schodów. Po pokonaniu chyba z 200 schodów znaleźliśmy się w przepięknym i zadbanym miejscu, z którego rozciągał się piękny widok na miasteczko i krajobraz Steiermarku a co najważniejsze - byliśmy tam praktycznie sami! To chyba mało turystyczne miejsce i naprawdę można w nim odpocząć, odetchnąć i nacieszyć oko! :)

Polecam i życzę samych dobrych wrażeń! :)




Czytaj dalej »

środa, 29 listopada 2017

Rok bez blogowania - moje powody

Co działo się u mnie przez ostatni rok?


Witam Was serdecznie, po tak długiej przerwie! Kilka słów w ramach wyjaśnień - przez ponad rok mojej nieobecności na blogu wiele się w moim życiu wydarzyło.

Zaczęło się od przeprowadzki


Zamieniłam kawalerkę - w świetnej lokalizacji - praktycznie w centrum Wiednia, w pobliżu Belwederu i Dworca Głównego, na większe i wygodniejsze mieszkanie na samych obrzeżach miasta, w pobliżu pięknego Parku Narodowego - Lobau - osadzonego nad rzeką Dunaj, usianego jeziorkami i mnóstwem rowerowych i spacerowych tras.

Wraz ze zmianą miejsca zamieszkania, zmieniłam również miejsce pracy, więc pierwsze cztery miesiące były bardzo gorące. Trzeba było ułożyć swój świat na nowo, co w sumie było bardzo przyjemne, ale mocno mijało się z tematyką bloga, więc krótko mówiąc - nie miałam głowy do pisania. W między czasie jeszcze mój mąż miał operację - jakoś mi się posty nie kleiły... Ale wszystko u nas dobrze :) 

Czy przeprowadzka się opłaciła? Mam "wszędzie" daleko, wyższe opłaty... Ale jednocześnie czuję, że żyję, lepiej śpię, bo jest tu bardzo cicho, poznałam nowych, wspaniałych ludzi... Czuję się bezpieczniej, częściej korzystam z dobrodziejstw natury i jestem o wiele, wiele spokojniejsza. TAK, zdecydowanie miałam już dość zgiełku dużego miasta i nocnych imprezowiczów hałasujących pod oknami... TAK, przeprowadzka, to z całą pewnością najlepsza decyzja ubiegłego roku :) W tak pięknym miejscu (Lobau) spędzam teraz każdą wolną chwilę oczywiście o różnych porach roku i dnia:










Poznaliście już powody mojej nieobecności przez kilka pierwszych miesięcy, a co działo się dalej?

Otóż... zostałam mamą!




Zuzanka skończyła niedawno 3 miesiące. Dziecko mam odchowane, pora wracać do Was i do blogosfery :)

Już niedługo kolejne posty! Jest coś o czym chcielibyście przeczytać? Jeśli tak, dajcie znać! :)
Czytaj dalej »

środa, 24 sierpnia 2016

"Nie stać na kołacze, to jedz chlebuś, bracie"

To przysłowie w obecnych czasach nie jest takie oczywiste. Chleb (prawdziwy chleb, na zakwasie) powoli staje się rarytasem, a jego ceny zauważalnie wzrosły. Jak jestem w Polsce, smakuje mi tylko jeden jedyny chleb - ten pieczony przez moją Mamę. Na zakwasie. Z czarnuszką, słonecznikiem, czasem z marchewką albo orzechami włoskimi. Posypany płatkami owsianymi, czasem kminkiem. Z mąki umielonej w żarnach samodzielnie zrobionych przez Tatę. W ostatecznym bilansie kosztów wychodzi zawsze na to, że ten Maminy chleb jest droższy niż ten ze sklepu... ale za to jak smakuje!
Niewiele różnic dostrzegam w produktach spożywczych pomiędzy rynkiem polskim a austriackim. Ale tym, co najbardziej rzuca się w oczy, albo właściwie nasze kubki smakowe, jest zdecydowanie chleb. Wybór pieczywa w piekarniach i sklepach wiedeńskich jest imponujący... Przeważają chleby pełnoziarniste, żytnie i przede wszystkim smaczne.

https://www.wien.info/de/sightseeing/gruenes-wien/bio-baeckereien
blankblank
Czytaj dalej »

niedziela, 24 lipca 2016

Wyprawy za miasto - Śnieżna Góra

Czas na kolejną pozamiejską wycieczkę. Tym razem oddaliliśmy się 90 km. od Wiednia, aż do podnóża Alp, które otwiera góra Schneeberg (2076 m. n. p. m.).


Czytaj dalej »

czwartek, 21 lipca 2016

Dookoła Bratysławy - Hrad Devin

Drugi dzień naszej wycieczki, to ruiny zamku Devin i regionalne potrawy. Pogoda byla w sam raz, humory i cekawosc dopisywaly. Nie ma co dużo pisać, zapraszam do obejrzenia zdjec! :)


Czytaj dalej »

środa, 20 lipca 2016

Turystyczne wakacje - Bratysława

Z Wiednia do Bratysławy jest rzut beretem (no, takim superberetem, który doleci do 60 km). Zdecydowanie zbyt krótko podróżuje się autem, bo nie zdążam nawet wystarczająco przedyskutować z mężem aktualnie nurtującego mnie tematu, a tu już jesteśmy na miejscu i trzeba wysiadać. Czuję niedosyt, nie lubię pewnych spraw zostawiać niedopowiedzianych więc ciągnę temat również później... Usta zamyka mi dopiero świadomość, że jestem w zupełnie nowym miejscu i należałoby czerpać z tej okazji maksymalnie dużo doświadczeń. Cóż, nie chcę robić antyreklamy, ale muszę szczerze Wam powiedzieć, że w Bratysławie nie ma nic szczególnie zachwycającego. Ciekawe, czy podzielacie moje zdanie? Zapraszam do obejrzenia zdjęć!

Czytaj dalej »
Copyright © 2014 Z Alicją przez Wiedeń , Blogger