Tą starą (a może lepiej "z tradycjami") wiedeńską kawiarnię/cukiernię odkryłam w trakcie szukania informacji o torcie Sachera. Sacher pracował przez jakiś czas w cukierni Demel i to wtedy opracował ulepszoną recepturę ojca na tak popularny dzisiaj wiedeński tort. Długo trwał spór o prawa do oryginalnego przepisu czekoladowego tortu pomiędzy tą kawiarnią a hotelem Sacher. Ostatecznie wygrał hotel, a cukiernia musiała obejść się smakiem... Co prawda nie mogą szczycić się prawami autorskimi ani zachowaną oryginalną recepturą, ale i tak nie zaprzestali pieczenia tortów.
Historia cukierni sięga odległych czasów, a mianowicie 1786 roku i jest trochę zagmatwana. W 1857 wykupił ją od założyciela Christoph Demel i od niego wywodzi się jej nazwa. Było to dwa i pół wieku temu... szmat czasu. Obecnie wnętrza kawiarni są bardzo dystyngowane, ceny przystępne a i ciekawostek nie brakuje.
Zgodnie z tradycją, z którą dawniej w kawiarni pracowały dziewczęta ze szkoły klasztornej, po dziś dzień kelnerują tu tylko kobiety i to w biało-czarnych strojach. Sprawia to trochę przytłaczające wrażenie, ale taki już styl tego miejsca... staromodnie tu ale zarazem wyjątkowo.
Kawę podaje się na srebrnych tackach, zawsze z obowiązkową szklanką wody (kranówy, ale wprost z Alp).
Nasza Wiener Eiskaffe (wiedeńska kawa mrożona z lodami waniliowymi i bitą śmietaną) dla ochłody, z uwagi na panujące upały :) Nie pamiętam dokładnie, ale jedna kosztuje około 6 Euro, czyli standardowo.
Demel szczyci się szerokim asortymentem kawy, bo serwują nawet taką filtrowaną jeśli ktoś sobie zażyczy :) Mnie najbardziej zdziwiła ogromna szyba, za którą widać uwijających się jak w ukropie pracowników cukierni w trakcie pracy nad słodkościami i tortami. Byłam w szoku! A jednocześnie było mi głupio fotografować tych pracujących sobie "zwyczajnie" ludzi, bo przecież to nie wystawa... więc zdjęcia nie zrobiłam :( Ale koniecznie chciałabym je Wam pokazać, dlatego znalazłam na innym blogu takie oto trzy:
Pan przy pracy - idealne, równiutkie krążki... ech, jak sobie przypomnę mój tort Sachera... żal! :)
I cukiernicze specjały, które można sobie zamówić do kawy :)
Dodatkową "atrakcją" tego miejsca jest sklep. Urzekający, zobaczcie sami:
![]() |
Po prostu czekoladki |
![]() |
Nie wiem co to za cudo, ale podobno kandyzowane fiołki... hmm, chyba czegoś nie zrozumiałam :) |
![]() |
Marmolada, czekoladki i migdały w czekoladzie |
![]() |
Kawa ziarnista i tort waflowy |
![]() |
Tort Demel z masą orzechową-czekoladową, w mlecznej polewie |
Kawiarnia ma świetną lokalizację, znajduje się w centrum miasta, bardzo blisko pałacu Hofburg i całkiem niedaleko katedry Stephansdom. Dookoła jeżdżą dorożki a w sąsiedztwie pełno drogich sklepów. Fajne miejsce!
A jak u nich z gorącą czekoladą - różni się od tej z Jamy Michalika ;)
OdpowiedzUsuńEeeech, te wspomnienia... Jama Michalika, to jedyne takie miejsce i jedyna taka gorąca czekolada... Od tego czasu mam uraz, ale kiedyś go pokonam i spróbuję gorącej czekolady w Wiedniu :)
UsuńTroszkę bałbym się wejść do takiego miejsca, ale rzeczywiście przecudnej urody i pełen elegancji.... :) Dobrze, że napisałaś, że jest dla zwykłych śmiertelników - według mnie obowiązkowy punkt do zobaczenia w Wiedniu :)
OdpowiedzUsuńTeż miałam wątpliwości co do tego lokalu, ale ciekawość zwyciężyła i okazało się, że słusznie :)
UsuńJa też zawsze mam opory żeby wejść do takiej cukierni. Boję się, że ceny zwalą mnie z nóg, a jak widać niesłusznie. W zasadzie zauważyłam, że w Wiedniu czy elegancki lokal czy knajpa na wzór klubu działkowicza, to ceny są zbliżone. Muszę się wybrać do Demel! Obecnie mam manię na lodziarnię Tichy, bo zauroczył mnie wystrój i obsługa ubrana w stroje z lat 50. Przy tym jest tam tak bezpretensjonalnie. W sensie, że nie trzeba się spinać :)
UsuńOoo, to koniecznie muszę odwiedzić Tichy :) wlasciwie Zannoni&Zannoni już mi spowszednialo, straszne tłumy tam są!
UsuńMasz rację, ceny w kawiarniach są tu wszędzie zbliżone, aż trudno mi w to uwierzyć, bo w Polsce różnie bywało :)
Jest przy Reumannplatz :). Mówi się, że to najlepsze lody w Wiedniu. Mi bardzo smakowały orzechowe. Jest jeszcze specjalność lodziarni Marilleneisknodel. Płaci się za wafelek i nakładają tyle smaków ile się zmieści :)
UsuńSuper! Kiedyś taką opinię słyszałam o Zannoni, ale jak widać nic nie trwa wiecznie... :) Na pewno spróbuję nowości, zwłaszcza, że lubię morele. Dziękuję za polecenie i informacje! :)
UsuńCo za klimat w środku! Genialne miejsce. A skąd ta szklanka wody do kawy? Fajny zwyczaj.
OdpowiedzUsuńJest kilka teorii na ten temat, tak naprawdę nikt nie potrafi wytłumaczyć skąd wzięła się ta tradycja. Według mnie najtrafniejsza i najbardziej prawdopodobna jest wersja, że po prostu wiedenczycy mają bardzo dobrą wodę źródlana w kranach i szczycą się tym serwując ją do każdej kawy (nawet w mc cafe) :)
UsuńInne teorie mowia o tym, że to bezpieczniejsze dla nerek i żołądka, albo że ma neutralizować smak kawy :) ciekawa jest też teoria, że szklanka wody ma zająć gościa na chwilę i umilić mu czas oczekiwania na kelnera :) chyba każdy tłumaczy sobie to na swój sposób :)
Ja jeszcze słyszałem o teorii, że wodą należy oczyścić kupki smakowe, aby bardziej poczuć smak kawy, tak jak przy espresso... ale myślę, że każdy znajdzie teorię dla siebie - i to jest najfajniejsze! :)
UsuńCo do wody, to rzeczywiście fajny zwyczaj, ale mam pytanie, wodę dostaje się zawsze w restauracji czy tylko do kawy?
Tak, tak, to tez prawdopodobna teoria, wtedy wodę wypija się przed kawą :)
UsuńWodę w restauracji dostaje się raczej tylko do kawy i wina. Jak zamówiłam kiedyś czerwone, to kelner przyniósł mi do niego szklaneczke wody. Krystian zamówił piwo ale wody nie dostał :) widocznie piwo samo w sobie dobrze działa na nerki :P
Ale podejrzewam, ze jak zamowi się tylko obiad, to wody się nie dostanie... Za to z kawą i winem można się jej spodziewać, a przynajmniej tak wynika z moich doświadczeń :)
Kupki? ;> Też jestem za tą teorią z oczyszczaniem kubków smakowych :)
UsuńDo espresso zgadzam sie jak najbardziej, ale przed wypiciem kawy mrozonej albo latte też trzeba oczyszczać kuPki? :) ja zawsze pije ta wodę po kawie :)
Usuń...i teraz bedom mnie te błędy prześladować.... :P
UsuńWracając do tematu wody, to w Japonii w każdej restauracji, barze, czy knajpce po wejściu kelner przynosi szklankę wody i przez cały czas ją dolewa (czasami tam gdzie jest samoobsługa dzbanki z wodą i szklanki stoją w jednym miejscu). Więc możemy być pewni, że na wejście każdy dostanie wodę, a w części lokali oprócz wody podawana jest również zielona herbata - taki zwyczaj bardzo mi się podoba :)
UsuńNo to to rozumiem! Rewelacja! :) Po ludzku tam jest :)
UsuńCo za klimat w środku! Genialne miejsce. A skąd ta szklanka wody do kawy? Fajny zwyczaj.
OdpowiedzUsuńwow genialne i cudowne miejsce, chce tam zamieszkać *o*
OdpowiedzUsuńu nas w mieście jest bardzo podobne, lecz muszę przyznać.. że czekolada jest średnia i to zdanie każdego kto tam bywa :/
zaczytana-oczytana.blogspot.com będzie mi bardzo miło, jeśli do mnie wstąpisz!
Miłego wieczoru ^-^
Przyrządzenie dobrej czekolady wcale nie jest łatwe, wiem, bo sama próbowałam :) ale jeśli już się ją serwuje gościom, to powinna być najlepsza :)
UsuńPozdrawiam :)
kawe kocham wiec jak widze cafe na swojej drodze wołami mnie z stamtąd nie wyciągną
OdpowiedzUsuńI bardzo dobrze! :) W Wiedniu czułabyś się jak w domu, tutaj wszyscy piją kawę i na każdym kroku są kawiarnie :)
UsuńWchodzę na Twój blog i od razu narobiłaś mi smaku. Pierwszą kawiarnie w Wiedniu otworzył Polak...
OdpowiedzUsuńPisałam o kawie na swoim blogu("Ziarno prawdy. I luksusu}, nie chcę reklamować się tutaj, jeśli będziesz chciała, to zapraszam, nie tylko po ten wpis, niemniej chciałam napisać, że tu są pyszne fotografie...
Chętnie zajrzę do Ciebie! :) Masz na myśli Kolschitzkiego? Czytałam o nim kiedyś, jego pomnik "wisi" na rogu Kolschitzkygasse - przedstawia go w stroju tureckim właśnie z kawą w ręku... szkoda, że jego kawiarnia nie przetrwała do dzisiaj...
UsuńZapraszam, tak do czytania jak do komentowania, słowem: do bywania. Kiedyś jego portret wisiał w każdej kawiarni, jeśli wierzyć podaniom. A czytałaś o kawiarniach literackich w Warszawie, wyszła (chyba dwa, może trzy lata temu taka książka, c h y b a wydana przez Iskry). Wiem, że Banach (Stefan Banach) lubił przesiadywać w lwowskiej "Szkockiej" i tam przez "przypadek" (to znaczy sam o tym nie wiedząc) obronił swój doktorat, bo on wolał zamiast sal wykładowych, te zadymione, barowe... A kawę "często"wzmacniał alkoholem... Pozdrawiam.
UsuńJak tam pięknie ;o
OdpowiedzUsuńZ przepychem, ale całkiem miło :)
UsuńOch już się nie umiem doczekać aż tam będę ! (jadę na sylwestra) a pamiętasz może cenę torcika ?
OdpowiedzUsuńAlicjo, dziś podróżuję po Wiedniu (palcem po mapie). Ciekawe, kiedy znów będę mogła pojechać, więc dziękuję za dobre opisy i zdjęcia. Co do kandyzowanych fiołków od Demela dobrze zrozumiałaś - to był przysmak cesarzowej Sissi. Pozdrawiam,
OdpowiedzUsuń