Kaiserschmarren to wiedeński przysmak świetnie nadający się na deser albo drugie śniadanie. Uwielbiają go szczególnie dzieci i uwielbiał też cesarz Franciszek Józef i stąd wziął swoją nazwę: der Kaiser - cesarz; die schmarren - blizny. Cesarskie blizny to słodki omlet porwany na kawałki, posypany cukrem pudrem, podawany najczęściej z musem jabłkowym albo powidłami śliwkowymi. Ja użyłam świeżych malin. Spróbujcie koniecznie! :)
Omlet po wiedeńsku:
25 dkg mąki
3/8 litra mleka (półtorej szklanki)
4 jajka
3 czubate łyżki cukru
10 dkg rodzynek
szczypta soli
4 żółtka, mleko, cukier, przesianą mąkę miksujemy.
Osobno ubijamy pianę z 4 białek ze szczyptą soli.
Do ciasta dodajemy ubitą pianę i delikatnie mieszamy. Dodajemy sparzone gorącą wodą i odsączone rodzynki. Połowę ciasta wylewamy chochelką na patelnię i smażymy na małym ogniu. Ja nie używam do smażenia tłuszczu, ale jeśli wam "lubi się" przypalać, wykorzystajcie masło.
Sprawdzamy kiedy ciasto będzie zarumienione i przekładamy na drugą stronę.
Cały czas utrzymujemy niską temperaturę i po kilku minutach przystępujemy do "kawałkowania" naszego omletu. Można go porozrywać dwoma widelcami, albo delikatnie porozcinać nożem pomagając sobie widelcem. Tak powstają tytułowe "Cesarskie blizny" - Kaiserschmarren :)
Podsmażamy jeszcze chwilę, żeby nie były surowe!
Najlepiej smakują ciepłe, posypane cukrem pudrem i z dodatkiem ulubionych owoców!
To jest mój ulubiony przepis. W innych spotkałam się jeszcze z dodatkiem płatków migdałowych, albo rodzynkami namoczonymi w rumie, ale za tym akurat nie przepadam, więc dla mnie zdecydowanie najlepsza jest opcja bezalkoholowa :)
Ciasta z podanych składników wystarcza mi na usmażenie dwóch omletów, którymi można obdzielić 3 lub 4 osoby.
Polecam! ;)
Raaaaanyyyyy uwielbiam taki omlet :) Pamiętam jak Gocha mi to kiedyś przyrządziła, wybrałyśmy wersję z migdałami i skarmelizowanym cukrem oraz musem jabłkowym... Palce lizać! Nie wiem tylko dlaczego, ale Gośka przetłumaczyła mi to jako "bajzel cesarza", a mi nigdy nie chciało się tego sprawdzać. Uznałam, że rozkrajając omlet na kawałki robię bajzel, więc nazwa się przyjęła :)
OdpowiedzUsuńMmm ale mi zrobiłaś smaka...
Wasza wersja nazwy jest nawet fajniejsza :) Nie wiem dlaczego akurat blizny są w roli głównej, ale przeczytałam w jednej książeczce kucharskiej, że pierwotnie miały to być Kaiserinschmarren czyli blizny cesarzowej (Sisi) ale jej to danie nie przypadło do gustu. Natomiast cesarzowi owszem, więc nazwę zmieniono. Nie wiem czy to fakt, czy tylko legenda, więc traktuję to jako ciekawostkę :)
UsuńPyszności :) muszę też zrobić coś takiego :)
OdpowiedzUsuńKoniecznie zrób, na pewno wyjdzie pyszne :)
UsuńWow:O genialnie to wygląda - narobiłaś mi smaka na taką pyszność z malinami, tym bardziej, że uwielbiam te owoce!:) powinnaś założyć karczmę, gdzie serwowane byłyby takie pyszności, a w kątach stałyby maselniczki, a na ścianach powieszone byłyby tarki do prania i kolorowe chusty w kwiaty:) Nie germańskie, a słowianskie;)
OdpowiedzUsuńGdzie mi tam do zakladania karczmy... Za duzo pracy i stresów... :) wolę gotować spokojnie, w domowym zaciszu :) ale bardzo dziękuję za uznanie :) smacznego! :P
UsuńWow:O genialnie to wygląda - narobiłaś mi smaka na taką pyszność z malinami, tym bardziej, że uwielbiam te owoce!:) powinnaś założyć karczmę, gdzie serwowane byłyby takie pyszności, a w kątach stałyby maselniczki, a na ścianach powieszone byłyby tarki do prania i kolorowe chusty w kwiaty:) Nie germańskie, a słowianskie;)
OdpowiedzUsuńMniaaami zjadlabym:)
OdpowiedzUsuń:) polecam :)
UsuńKrystian to ma szczęście :) Takie pyszności wyczarowujesz :) Samo patrzenie na zdjęcia sprawia przyjemność :D
OdpowiedzUsuńOj ma szczęście, ma :) Dzięki za miłe słowa! :) sama mam dzisiaj na to ochotę :)
Usuń