Z racji naszych ostatnich wycieczek do innych europejskich stolic, naszła mnie refleksja dotycząca życia w różnych miastach i krajach. Nie sądziłam, że między stolicami krajów rozwiniętych, Wiedeń - Paryż - Rzym, będzie aż tak widoczna i odczuwalna różnica... trudno powiedzieć na czyją korzyść, ale jednak skłaniam się ku przewadze na stronę Wiednia, choć i Rzym swój urok ma :)
Rzym jest piękny! Ma zupełnie inną atmosferę i inny klimat. Zwiedzenie go było jednym z moich pierwszych marzeń, bo w 5tej klasie szkoły podstawowej zakochałam się w historii starożytnej Grecji i Rzymu :) O dziwo kolumny i ruiny rzymskiego miasta z III wieku przed naszą erą można podziwiać po dziś dzień i te akurat miejsca są dobrze zorganizowane turystycznie.
Pierwszym zaskoczeniem był fakt, że nikt tam nie przestrzega zbyt restrykcyjnie zasad ruchu drogowego... Mało kto zapina pasy w samochodzie i na ogół kierowcy bardzo się "ryją" (bo MUSZĄ), a turyści chodzą jak chcą i nie zwracają uwagi czy idą środkiem drogi czy chodnikiem...
Zaskoczyło mnie też to, że trochę dalej od centrum, w godzinach popołudniowych nie można kupić np. biletu na komunikację miejską... bo Włosi mają dwie godziny sjesty i kiosk z biletami o godzinie 13:30 był niestety zamknięty... Jeśli chodzi o zakupy, to byłam bardzo zdziwiona cenami, bo są one niższe niż w Wiedniu. Nawet sam bilet na jeden przejazd kosztuje tam 1,50 a w Wiedniu 2,20. Tak samo makarony Barilla - w Italii zapłaciliśmy 0,49 Euro za jedną paczkę, a w Wiedniu 1,59 Euro :D W sklepie była informacja, że jedna osoba może kupić max. 10 paczek. :) Słodkości też można kupić taniej... jest taka jedna cukiernia, w której jeden pyszny Croissant kosztuje 30 centów! A w wiedeńskich piekarniach musimy zapłacić 1,85 Euro...
Włoskie lody powaliły na łopatki. Ciocia zaprowadziła nas do lodziarni, w której 3 smaki kosztują 2,5 Euro i na dodatek są zamaczane w czekoladzie (do wyboru albo czarnej albo białej) i obtaczane w pokruszonych orzechach...
Pizzę zaserwowano nam na bardzo cienkim cieście i jak na włoską specjalność przystało, smakowała wyśmienicie. Jak zwykle zamówiłam moją ulubioną, z tuńczykiem i cebulą - była jeszcze lepsza niż w Wiedniu :)
a włoska Capriciosa wygląda tak:
A inny włoski hit to Prosciutto, które króluje w każdym domu i sklepie:
Typowe włoskie śniadanie, to kawa i coś na słodko. Dopiero na drugie śniadanie przekąsić można coś bardziej konkretnego:
Oczywiście Prosciutto musi być! Szkoda tylko, że ta surowa, suszona, wieloletnia szynka w ogóle mi nie smakuje... :) Za to smakowałam w pomidorach, różnych rodzajach serków, a także zielonej sałacie z tuńczykiem, mozzarellą, oliwkami, kaparami, doprawionej oliwą z oliwek i cytryną.
Na obiad codziennie PASTA, czyli makaron w różnej odsłonie, bardzo ekspresowy, bo po co tracić czas na stanie przy garach... Wróciłam z Italii odmieniona o jakieś 90 stopni i makaron z rozgrzaną oliwą z oliwek, z czosnkiem, pepperonczino (ostre papryczki) i parmidżiano (parmezan) uważam za pyszny i odpowiedni na szybki obiad :)
I na koniec krótkie spojrzenie na Watykan... filar i podporę Kościoła Katolickiego... Starania Papieża Franciszka są widoczne gołym okiem, zaraz przy wejściu do Bazyliki zorganizował miejsce, w którym w poniedziałki (dzień wolny dla usług fryzjerskich we Włoszech) wszystkich chętnych biednych przyjmuje darmowo fryzjer. Mogą oni też korzystać z darmowej łazienki i toalety, które cały czas są zadbane i utrzymywane w czystości.
Bazylika świętego Piotra przytłacza swoim przepychem:
Ale bezcenne jest to, że można tam podziwiać prawdziwe dzieła sztuki:
I odwiedzić naszego Karola Wojtyłę
Ludzi zawsze jest tam mnóstwo i chcąc podziwiać panoramę Rzymu trzeba liczyć się z tym, że kolejka do wejścia na kopułę nie przesuwa się zbyt szybko i kosztuje też trochę - 8 euro od osoby. Na górze tłumy, trzeba walczyć o miejsce, ale widok na rzekę Tyber i plac św. Piotra jest warty walki :)
Wrażenia i uczucia mam mieszane. Nie spotkałam się tam ze zbytnią uprzejmością sprzedawców, za to wszyscy próbują oszukiwać i trzeba się naprawdę bardzo pilnować. Pan sprzedający znaczki na poczcie watykańskiej (!) oszukał mnie o 2 Euro... i to świadomie. Oddał, ale sam fakt mnie zmroził. Cóż... pod latarnią najciemniej! :)
W Wiedniu wszystko jest chyba lepiej zorganizowane, ludzie mili i bardziej uprzejmi, komunikacja o wiele sprawniejsza i przede wszystkim czystsza (o ile nie podróżujemy w sobotę rano, bo wtedy krajobraz poimprezowy woła o pomstę do nieba) i właściwie nie spotkałam się tutaj z takim oszustwem... Na korzyść Włoch przemawiają oczywiście cieplejsze temperatury, trochę niższe ceny, bardziej bezstresowy styl życia i lżejsza kuchnia...
Jeszcze jedna ciekawostka: w Rzymie wieczorową porą dość długo czekaliśmy na pewien autobus, do którego jakieś 10 osób w ogóle się nie zmieściło, a my jechaliśmy upchani jak sardynki. Później okazało się, że zaraz za nim jechał kolejny tej samej linii i to pusty. A za chwilę trzeci... też pusty. Podsumowanie cioci było takie, że kierowcy grają sobie w karty i nie przestrzegają swoich godzin odjazdów... a jak skończą partyjkę, to wyjeżdżają z bazy praktycznie jednocześnie... Hmmm, w Wiedniu by to nie przeszło. Nie ma szans!
Z Alicją przez Wiedeń - korespondencja z Rzymu :D :D :D
OdpowiedzUsuń:D czasem trzeba spojrzeć z innej perspektywy :D
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńProsciutto i parmezan zawsze lubiłam, często Mia Mamma mi je przywioziła;) zazdroszczę tej pysznej pizzy! Ta ich "kultura" na drodze zawsze mroziła moją krew w żyłach:) A jadłaś panatony?:D Gratuluję świetnego wypoczynku!:)
OdpowiedzUsuńNie jadłam panatonów, chyba, że pod inną nazwą :D Co to? :) Z cyklu dziwne na talerzu, jadłam np. KAKI :)
UsuńPasta, oliwa z oliwek, bazylia... i człowiek jest szczęśliwy! :) Piękne zdjęcia.
OdpowiedzUsuńŚciskam!
Nie ma to jak makaron! :) Dziękuję i pozdrawiam! :)
UsuńTypowy polski klient zobaczywszy taką pizzę stwierdziłby, że ciasto za cienkie, a składniki krzywo rozrzucone. Jak zwykle fajnie napisane i super zdjęcia, czekam na następny wpis!
OdpowiedzUsuń